Od lutego, dzień w dzień wytrwale biegałam ze scarlet, jeździłam na rolkach i rowerze. Początkowo jeździłam z treningiem endomondo, potem wygrały słuchawki i muzyka. Tak przez ponad miesiąc, codziennie odreagowując dzień. Mokre, brudne, ledwo żywe, ale szczęśliwe wracałyśmy do domu po każdym treningu. Nie raz po 22, w deszczu, na mrozie, przy wietrze ale - zawsze. Powtarzałam sobie, że nie odpuszczę. I nie opuściłam. Trzy dni przed katowicami trzy razy jeździłam ze Scarlet na rowerze do Koszęcina, po 10km.
Fot. Ania Bronikowska |
Wystawa całkiem ok. Opis nawet ładny, ocena doskonała. Ale gdy po tylu treningach przeczytałam "w ruchu luźna w łokciach..." miło nie było. Ale w przeciwieństwie do wcześniejszych wystaw nie powiedziałam głupi siędzia nie zna się... Gdy w piątek wieczorem z psem na kolanach czytałam dołujące gratulacje na facebooku (bo gratulować należy zwycięzcom - nie oszukujmy się) przeklinałam całą wystawę. A w sobotę? W sobotę rano o 7:00 byłam już z psem na rolkach. W południe spadłam z konia, a wieczorem ćwiczyłyśmy obedience na boisku. W niedzielę rano już wysłałam zgłoszenie do Zabrza.
A co u Czarnulki? Czarka sobie spokojnie żyje. Towarzyszy nam w spacerach. Po każdym powrocie z treningu wita jakby nie widziała nas przez pare lat. Zawsze z tym samym kundelkowym wzrokiem i wiecznie zawęszonym w świat nosem!