W myśl nie wiadomo czemu słuchanej piosenki... że można wszystko.
Post będzie zatem znów (oj męczę was) o motywacji. I nie gwarantuję, że będzie mądry. Będzie o tym co myślę. Słowo w słowo.
Otóż jak można znaleźć wenę w takiej piosence? Gdzieś ją już słyszałam, nie pamiętam gdzie, ale od razy skojarzyła mi się z uczuciem typu "tak, wygrałam, zrobiłam to, pomimo trudności".
Wychodząc z domu myślałam "tak, znowu wezmę piłkę i znowu będzie to samo - stres, smutek i kolejny zdołowany wieczór". Znowu będzie załamanie. Gdy idąc na boisko i przechodząc pod pastuchem oparłam się ręką o jedyną w polu widzenia kującą roślinę pomyślałam "tak, to trzeba się nazywać justynką :P " I poszłyśmy dalej :)
I tak proszę państwa kująca roślina stała się powodem, który zmienił cały dzień. Bo owa roślina zmieniła moje myślenie na pozytywnee :D
I tak na boisku na początku telefon i #fishowelove :)
I co mnie wzięło na sztuczki :)
I tak bawiąc się z Czarką, kontem oka zobaczyłam Scarlet, która zabiera piłkę i biegnie za opony. Z tą piłką! I pomyślałam sobie, że to będzie nasz dzień. Że jak nie dziś to już nigdy. Że jak się nie uda to trudno, że przecież to nie jest najważniejsze. Że to, że nie możemy się pochwalić overkiem nie oznacza, że jesteśmy gorsze. Nie możemy wiecznie żyć poglądami innych. Że w sumie bez różnicy już, że wszystko mi jest jedno.
I tak od niczego, zwyczajnie, bez negatywnych emocji. Komenda zostań. I zamiast przywołania - overek <3
Niezłapany owerek, a ja nie pomyślałam. Nie pomyślałam nic. A pies pobiegł za piłką, przyniósł, oddał. A do mnie dotarło - ona to zrobiła! Po ponad pół roku, pół roku!
I może ten mały sukces, ten malutki, albo nawet dziecinny dla większości - overek! Odzyskałam wiarę! Po pół roku Scarlet pobiegła na piłką.
Po raz pierwszy od pół roku jestem szczęśliwa po pracy z nią! Najlepsza moja!!!