czwartek, 20 sierpnia 2015

Radość z małych sukcesów

........ ..... ........  . . .. .. ...  Gdy od tak poszłam sobie na boisko. I zabrałam piłkę.

W myśl nie wiadomo czemu słuchanej piosenki... że można wszystko. 


Post będzie zatem znów (oj męczę was) o motywacji. I nie gwarantuję, że będzie mądry. Będzie o tym co myślę. Słowo w słowo. 
Otóż jak można znaleźć wenę w takiej piosence? Gdzieś ją już słyszałam,  nie pamiętam gdzie, ale od razy skojarzyła mi się z uczuciem typu "tak, wygrałam, zrobiłam to, pomimo trudności". 

Wychodząc z domu myślałam "tak, znowu wezmę piłkę i znowu będzie to samo - stres, smutek i kolejny zdołowany wieczór". Znowu będzie załamanie. Gdy idąc na boisko i przechodząc pod pastuchem oparłam się ręką o jedyną w polu widzenia kującą roślinę pomyślałam "tak, to trzeba się nazywać justynką :P " I poszłyśmy dalej :)
 I tak proszę państwa kująca roślina stała się powodem, który zmienił cały dzień. Bo owa roślina zmieniła moje myślenie na pozytywnee :D
I tak na boisku na początku telefon i #fishowelove :)


I co mnie wzięło na sztuczki :)



I tak bawiąc się z Czarką, kontem oka zobaczyłam Scarlet, która zabiera piłkę i biegnie za opony.  Z tą piłką!  I pomyślałam sobie, że to będzie nasz dzień. Że jak nie dziś to już nigdy. Że jak się nie uda to trudno, że przecież to nie jest najważniejsze. Że to, że nie możemy się pochwalić overkiem nie oznacza, że jesteśmy gorsze. Nie możemy wiecznie żyć poglądami innych. Że w sumie bez różnicy już, że wszystko mi jest jedno.



I tak od niczego, zwyczajnie, bez negatywnych emocji. Komenda zostań. I zamiast przywołania - overek <3
Niezłapany owerek, a ja nie pomyślałam. Nie pomyślałam nic. A pies pobiegł za piłką, przyniósł, oddał. A do mnie dotarło - ona to zrobiła! Po ponad pół roku, pół roku! 


I może ten mały sukces, ten malutki, albo nawet dziecinny dla większości - overek! Odzyskałam wiarę! Po pół roku Scarlet pobiegła na piłką. 

Po raz pierwszy od pół roku jestem szczęśliwa po pracy z nią! Najlepsza moja!!! 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Gdy rok szkolny się zbliża..

Gdy człowiek siedzi sam w chłodny nareszcie wieczór, nie ma do kogo gadać to pisze... Gdy po burzy nie ma prądu - przy świeczce wypisuje cokolwiek, co mogłoby mi odpowiedzieć co mam robić. Chyba wakacje uderzają mi na mózg. Nawet na Kopce jeździć się nie chce... Powiedziałabym, że jest po prostu do dupy. Ale przecież mogłoby być gorzej.

Co robię z psami... hmm.. właściwie nic. Frisbee zbiera kurz w szufladzie. Kupiony pas do biegania wciąż czeka na wytestowanie. Do tej pory było za ciepło. Zaczyna mi brakować konkretnego rytmu dnia. Niby chciałabym pojeździć na rolkach czy pobiegać, ale każda próba sprowadza się do "jest za późno", "jest za ciepło", albo po prostu mi się nie chce. Nie biegam, może dlatego że nic nie nie wkurza, na tyle aby było warte tego wysiłku.

Scarlet dalej z zimową szatą (tego nikt nie pojmie). Ale ja swoje wiem. Wiem, że gdy tylko zgłoszę ją na wystawę w ciągu tygodnia wylinieje całkowicie i będzie po prostu łysa. Nie trenujemy.
Nie robimy totalnie nic poza wieczornym włóczeniem się bez celu z aparatem po polach i wskakiwaniem na snopki.


Na wakacje miałam przewidziane bardzo ambitne plany. Zmarnowałam te wakacje. Jak co rok powtórzę sobie, że następne będą lepsze. "Na jutro to mam plam genialny.. tylko jeszcze dzień daj mi..."



Plany na najbliższy czas... sprowadzają się do jednego słowa - fizyka. Siedzenie nad książkami i wbijanie do pustej głowy wzorów. Najlepszym absurdem jest to, że nie robię tego, bo to lubię. Jeśli coś robię to raczej dlatego aby udowodnić innym, którzy we mnie nie wierzą, że się da.


I to jest właśnie to, czego brakuje mi w pracy z psami. To, że wszyscy we mnie wierzą, myślą, że jeśli już raz coś osiągnęłam bez problemu to powtórzę. Tymczasem ja się cofłam :P Musiał by być ktoś, kto po prostu będzie mi wmawiać, że nie dam rady, abym tego nie robiła. Wtedy zacznę działać, teraz zwyczajnie nie mam po co. 


I tak, jak na złość ludzkości kupuję kolejny obiektyw. Tak jak na złość rodzicom nie pojechałam na wakacje. Tak jak na złość mamie nie jem kolacji. Tak jak na złość wszystkim i wszystkiemu nigdzie w te wakacje nie wyjechałam. Tak po prostu musi być osoba, której mogłabym powiedzieć "schudłam, a ty nie!" :D i wtedy zaczęłabym biegać. Znów nie rozstawała się z endo. Ruszyła wreszcie swoją i Scarlet tłustą dupę. Zbudowała na nowo więź. Ogarnęła się i swoje emocje. Potem ogarnęła psy, sztuczki i latające tależe. Tak aby na wiosnę przyszłego roku powiedzieć: "Wygrałam!" wszystko, szczęście, radość, wolność....

Pozdrawiam serdecznie ;)